admin14kajetan
Administrator
Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 503
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/25 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Pią 19:04, 17 Lut 2006 Temat postu: To typowy włoski bałagan |
|
|
To typowy włoski bałagan
Zdaniem sekretarza generalnego Polskiego Komitetu Olimpijskiego Adama Krzesińskiego największym problemem zimowych igrzysk olimpijskich w Turynie jest transport.
"To typowy włoski bałagan" - powiedział były florecista, który uczestniczył w trzech letnich igrzyskach.
Krzesiński startował w IO w Barcelonie, Atlancie i Sydney. W 1992 roku wywalczył z drużyną brązowy medal. Cztery lata później również z zespołem był drugi. W sumie w karierze zdobył 14 medali igrzysk, mistrzostw świata i Europy. Był wielokrotnym mistrzem Polski w różnych kategoriach wiekowych.
"W sensie organizacyjnym igrzyska letnie i zimowe niczym się nie różnią. Procedury akredytacyjne są takie same, wioski olimpijskie wyglądają podobnie, warunki mieszkaniowe też. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że największa różnica to temperatury. Ja na moich igrzyskach martwiłem się raczej jak za bardzo się nie spocić, a tutaj już parę razy zdarzyło mi się zmarznąć. A na poważnie, to obie imprezy najbardziej odróżnia skala przedsięwzięcia. Przy igrzyskach letnich te zimowe jawią się jako zawody raczej kameralne. Na letnich igrzyskach w wiosce, a właściwie miasteczku olimpijskim mieszka po 30 tysięcy osób. Tutaj w trzech wioskach może zebrałoby się z 5000 osób. Czyli mamy letnie igrzyska w miniaturze" - mówił Krzesiński, który zakończył karierę w listopadzie 2002 roku.
Jego zdaniem zawsze największym problemem igrzysk jest transport, ponieważ organizatorzy muszą sobie każdego dnia poradzić z przewozem dziesiątek tysięcy sportowców, dziennikarzy i kibiców.
"Na tych igrzyskach, w których brałem udział, transport funkcjonował bardzo dobrze. Oczywiście zdarzały się korki, poślizgi w stosunku do rozkładów jazdy, ale przy takim ogromie zadań to zupełnie normalne i nikt się nie oburzał. W Turynie transport jest wielkim problemem. Odbieramy wiele sygnałów o tym, że autobusy nie dojeżdżają, spóźniają się, a rozkłady jazdy są fikcją. Spodziewałem się tego przed igrzyskami i teraz moje obawy się potwierdzają. Powiedziałbym, że ta sytuacja jes typowa dla włoskiego bałaganu" - podkreślił sekretarz generalny PKOl.
"Inną sprawą jest transport w górach, inną w Turynie. W mieście niby stworzono oddzielne pasy ruchu dla tzw. transportu olimpijskiego. Po nich niby nie mogą jeździć inne pojazdy, ale oczywiście nie przestrzegają zakazu i te pasy są równie zatłoczone jak inne. W jakimś sensie im się nie dziwię. Gdyby w Warszawie nagle wyłączono niektóre pasy z ruchu ogólnego też wielu kierowców by się temu nie podporządkowało" - dodał.
Dlaczego w takim razie reszta funkcjonuje bez zarzutu? "Bo nie odpowiadają za nią Włosi, tylko firmy i ludzie współpracujący z MKOl od lat. Dla nich te igrzyska są kolejnymi przy których pracują. Mają doświadczenie, wiedzą gdzie mogą być problemy i z wyprzedzeniem im przeciwdziałają. Potrafią też zareagować na wszelkie nieprzewidziane sytuacje. To jest ich przewaga w stosunku do Włochów, którzy wszystko robią po raz pierwszy. Pewne rzeczy z upływem lat się oczywiście zmieniają. Pamiętam, że w Barcelonie nie było jeszcze tak rozwiniętego systemu komputerowego w centrum akredytacyjnym i wszystko szło dużo wolniej niż teraz. Na akredytację czekało się 2-3 godziny. Teraz dostaje się w 15 minut. Ale to nie zmienia faktu, że wtedy, przed 14 laty, cała procedura była bardzo sprawnie zorganizowana" - powiedział Krzesiński, który zgadza się, że dużym problemem turyńskich igrzysk jest jedzenie.
"Z różnych stron napływają w tej sprawie skargi do organizatorów, różnego rodzaju apele i protesty. Wielu sportowców miało problemy żołądkowe. To dla mnie absolutnie nieoczekiwana sytuacja. W igrzyskach, w których uczestniczyłem jako zawodnik w ogóle nie było tego problemu. Stołówki w wioskach musiały obsłużyć dużo więcej osób niż tutaj, ale były na to przygotowane. Ja nie pamiętam jakichkolwiek problemów. Menu było różnorodne i każdy znajdował coś dla siebie. Inna sprawa, że po trzech tygodniach jedzenie w stołówce smakowało już trochę mniej niż na początku" - żartował Krzesiński.
Z dyscyplin zimowych były florecista najbardziej lubi narciarstwo alpejskie.
"Może dlatego, że sam uwielbiam jeździć na nartach? Ale na żywo ogląda się je raczej średnio. Widać właściwie ostatnie 100-200 metrów trasy. To dyscyplina, która lepiej wypada w telewizji. Za to łyżwiarstwo figurowe zdecydowanie lepiej podziwiać na żywo. Tu w Turynie miałem taką okazję po raz pierwszy i bardzo mi się podobało. W telewizji nie robiło na mnie takiego wrażenia. Z wielką ochotą obejrzałem snowcross. On w sumie trochę przypomina narciarstwo alpejskie, ale widać większą część trasy, a poza tym na zawodach jest jakaś szczególna, radosna atmosfera" - zakończył sekretarz generalny PKOl.
Post został pochwalony 0 razy
|
|